Info
Ten blog rowerowy prowadził ficusz miasta Mysłowice.
Od maja 2009 do końca 2014 roku przejechałem 66821.76 kilometrów ze średnią prędkością 28.78 km/h.
Więcej o mnie.
Rok 2014:
Rok 2013:
Rok 2012:
Rok 2011:
Rok 2010:
Rok 2009:
Galeria zdjęć
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Grudzień12 - 2
- 2014, Listopad13 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień24 - 0
- 2014, Sierpień25 - 0
- 2014, Lipiec20 - 0
- 2014, Czerwiec23 - 0
- 2014, Maj21 - 0
- 2014, Kwiecień21 - 1
- 2014, Marzec20 - 0
- 2014, Luty22 - 0
- 2014, Styczeń10 - 0
- 2013, Grudzień16 - 2
- 2013, Listopad8 - 0
- 2013, Październik20 - 0
- 2013, Wrzesień20 - 0
- 2013, Sierpień25 - 3
- 2013, Lipiec23 - 0
- 2013, Czerwiec23 - 5
- 2013, Maj20 - 7
- 2013, Kwiecień21 - 0
- 2013, Marzec20 - 1
- 2013, Luty13 - 0
- 2013, Styczeń4 - 0
- 2012, Grudzień5 - 0
- 2012, Listopad8 - 9
- 2012, Październik12 - 0
- 2012, Wrzesień20 - 16
- 2012, Sierpień21 - 14
- 2012, Lipiec20 - 44
- 2012, Czerwiec21 - 5
- 2012, Maj21 - 10
- 2012, Kwiecień23 - 14
- 2012, Marzec19 - 11
- 2012, Luty5 - 3
- 2012, Styczeń2 - 1
- 2011, Listopad5 - 4
- 2011, Październik11 - 6
- 2011, Wrzesień20 - 11
- 2011, Sierpień21 - 15
- 2011, Lipiec16 - 16
- 2011, Czerwiec19 - 19
- 2011, Maj17 - 18
- 2011, Kwiecień19 - 13
- 2011, Marzec11 - 2
- 2011, Luty1 - 2
- 2010, Październik12 - 13
- 2010, Wrzesień9 - 19
- 2010, Sierpień9 - 17
- 2010, Lipiec20 - 23
- 2010, Czerwiec14 - 8
- 2010, Maj4 - 7
- 2010, Kwiecień8 - 8
- 2010, Marzec4 - 0
- 2009, Listopad1 - 2
- 2009, Październik2 - 3
- 2009, Wrzesień14 - 2
- 2009, Sierpień22 - 8
- 2009, Lipiec16 - 1
- 2009, Czerwiec4 - 0
- 2009, Maj4 - 0
Dane wyjazdu:
578.10 km
22:35 h
Pr. średnia: 25.60 km/h
Pr. maks.: 47.20 km/h
Temperatura: 18.0
Rower: Scott Scale 35
Unior Mazovia 24h Marathon Wieliszew 2012
Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 17.07.2012 | Komentarze 38
Ta sama relacja bardziej dopieszczona i z większą ilością zdjęć na portalu Lovebikes.pl. Zapraszam!Swoją relację z Unior Mazovia 24h Marathon zacznę nietypowo, bo od podziękowań. W tym roku zdecydowałem się na start w kategorii solistów. W ciągu 24 godzin jedna osoba musi pokonać na rowerze MTB jak najwięcej okrążeń po wytyczonej trasie. Nazwa "Solo" nie jest do końca sprawiedliwa. Osobą, której zawdzięczam swój wynik jest Paweł Wojciechowski. Bez wątpienia to on w dużej mierze przyczynił się do mojego sukcesu, za co na wstępie chciałem mu serdecznie podziękować. Pomoc Pawła polegała na dwudziestoczterogodzinnej służbie w roli mojego dietetyka, mechanika i kierowcy. To w głównej mierze on odpowiedzialny był za podawanie bidonów, jedzenia i ubrań podczas jazdy, a także czyszczenie i smarowanie ubłoconego łańcucha. Za to wszystko serdeczne dzięki!
Wróćmy na początek. Dlaczego akurat Mazovia 24h? W zeszłym roku zostałem namówiony do wzięcia udziału w tej imprezie w czteroosobowej drużynie (kategoria Quatro). Najszybsze okrążenie oraz trzecie miejsce nie zaspokoiły moich ambicji. Do dwóch dni przed imprezą tak na prawdę nie miałem pewności czy wystartuję z powodu zamieszania z transportem. Dodatkowo swój start uwarunkowywałem od prognoz pogody, które na szczęście były dość łaskawe (w zeszłym roku przez 24 godziny padał deszcz, trasa składała się z samych błotnych kąpieli, a opowieści mechanika o moim zarżniętym rowerze krążą do dziś...). W końcu jednak wszystko udało się dopiąć i zapadła decyzja o starcie.
W piątek zaraz po przejeździe peletonu Tour de Pologne w Siemianowicach Śląskich wsiadam w samochód ze znajomymi i jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem docieram do Wieliszewa, w którym jutro punktualnie w południe nastąpi długo oczekiwany start. Niestety nawet wchłonięcie środków usypiających w postaci złocistego trunku nie ułatwia zaśnięcia na twardym parkiecie sali gimnastycznej, rano nie jestem specjalnie wyspany i wypoczęty. Start podobnie jak w latach ubiegłych rozgrywany jest w stylu Le Mans (zawodnicy biegną do swoich rowerów). Przebiegnięcie nawet kilkuset metrów w butach SPD przyjemnością nie jest, na szczęście szybko docieram do swoich dwóch kółek i zaczyna się...
Zawsze miałem problem z pisanie relacji ze zwykłego maratonu, co dopiero z takiego trwającego 24 godziny. Trasa jednej pętli w Wieliszewie liczyła 12,3 km (organizator podawał 14 km). Na oko asfaltem prowadziło około 2 kilometry, reszta to leśny dukty, piaszczyste drogi oraz wał wzdłuż rzeki Narew. Trudności technicznych brak. Od początku starałem się jechać na kole zawodnikom z drużyn czteroosobowych oszczędzając energię i utrzymując wysokie tempo. Przez pierwsze sześć godzin nie wypiąłem się nawet z pedałów korzystając tylko ze złapanych w pędzie bidonów i przekąsek. Pierwszy szybki postój na makaron i już czuję presję lidera, słyszę tylko krzyki do krótkofalówek: "Dawaj, dawaj! Zatrzymał się, żeby zjeść makaron! Dojdziesz go!". Nagle zamiast samego imienia i nazwiska widniejącego na tablicy wyników stałem się kimś obecnym, ważnym. Nie było już komentarzy w stylu "A kto to do cholery jest ten pierwszy?".
Niestety wraz z biegiem czasu przyszedł także pierwszy kryzys. Na samą myśl o tym, że w ciągu tylu godzin wypracowałem tylko 3 minuty przewagi nad drugim w klasyfikacji zawodnikiem trochę mnie zdemotywowało. To w końcu dopiero początek, rozgrzewka. Około godziny 19 nad trasą zaczęły zbierać się czarne chmury. Miałem tylko nadzieję, że prognozy się sprawdzą i rzeczywiście opady nie będą gwałtowne i długotrwałe. Jeżeli chodzi o czas trwania to na szczęście padało tylko dwie godziny, natomiast intensywność w pewnym momencie nie nastrajała optymizmem. Silny wiatr i ściana deszczu skutecznie spłukała ze mnie nabywaną przez kilka godzin warstwę kurzu oraz przypomniała ubiegłoroczne zarzynanie roweru w błocie... Na szczęście tuż przed zapadnięciem zmroku opady ustały i już po kilku rundach mogłem przygotować się na nocną jazdę ubierając suche ubrania i wyposażając się w oświetlenie.
Nie często człowiek ma okazję jeździć rowerem po zmroku, a już na pewno nie w środku lasu. Nie wiem, co się ze mną stało, ale w nocy jechało mi się rewelacyjnie. Pożyczona od Jacka Sufina czołówka doskonale oświetlała drogę, dzięki czemu bez przeszkód pokonywałem kolejne okrążenia z poczuciem powiększania przewagi. Nie do opisania uczucie przechodzenia ciarek po plecach widząc odbijające się gdzieś w środku lasu oczy jakiegoś leśnego zwierza czy kota siedzącego przy drodze. Mimo doskonałego samopoczucia czekałem z utęsknieniem na wschód słońca. Trasa maratonu przebiegała również obok domków wczasowych czy zwykłych posesji. Kusiło, żeby rzucić to wszystko i wprosić się na grilla czy imprezę, ale nie po to jechałem tyle czasu... No właśnie, czas! Dwanaście godzin minęło nawet nie wiem kiedy, dopiero po wschodzie słońca zacząłem częściej zerkać na zegarek. Kto z Was miał okazję jechać na rowerze w godzinach 3-5 rano? Nie wiecie, co tracicie (no dobra, też wolałbym się wyspać, ale chciałem chociaż trochę zaciekawić ;) ). Jadąc wałem wzdłuż rzeki słońce co okrążenie mocniej oświetla trasę, w lesie coraz głośniej słychać ptaki, a podchmielona młodzież wychodzi z lokali na trasę "kibicować" zawodnikom. Rewelka!
Chciałbym zwrócić uwagę na bardzo ważną kwestię w takim wyścigu, jaką jest psychika. Niestety "głową" traciłem dużo na etapówce MTB Trophy, tutaj ciężko stwierdzić. Wiem tylko, że tyle myśli ile przewinęło się przez moją głowę w trakcie całej jazdy w żadnej innej sytuacji nie da się odtworzyć. Kiedyś z kimś rozmawiałem o takich sytuacjach, kiedy podczas wyścigu bezwiednie nuci się kolędy czy liczy obroty korby, a co dopiero podczas maratonu 24h... Mój odtwarzacz cały czas był w gotowości, sam nie wiem dlaczego z niego nie skorzystałem. Może dzięki temu miałem okazję przemyśleć losy mojej rodziny kilka pokoleń wstecz, wybrać części do nowego roweru czy dokładnie rozmyślić nad sensem życia. Pokonując n-ty raz tą samą trasę człowiek nie zastanawia się nad wyborem najkorzystniejszej ścieżki jazdy, wszystkie czynności wykonuje automatycznie, pozostaje tylko poradzić sobie z czasami bardzo dziwnymi i nietypowymi myślami.
Wracając na trasę... Od kilku godzin odliczam tylko czas pozostały do końca. Moje zaplecze techniczne od szóstej godziny jazdy nie podaje mi wyników. Może to dobrze, chociaż w głowie roi się od milionów scenariuszy. Strach się bać co będzie, jeśli 19-letni gnojek objedzie wszystkich starych wyjadaczy maratonów 24h. Coraz częściej pojawiają się myśli o zwycięstwie, a do mety przeszło 5 godzin. Zjeżdżam na makaron. Znajomi wreszcie zdradzają sytuację na trasie i "sprzedają" zwycięską taktykę. Wygrywam OPEN, mam jedno okrążenie i pięć minut przewagi nad dwoma Litwinami jadącymi za mną. Taktyka ma być taka, że ja na nich czekam i łapię się na koło. Na szczęście mam na tyle doświadczenia i rozumu, że nie korzystam z dobrej rady tylko szybko połykam makaron i wracam na trasę. Znając życie Litwini "poczuliby krew", zerwaliby mnie z koła i nadrobili to okrążenie.
Z fizycznego punktu widzenia nie jest źle. Przyzwyczaiłem się już do bólu pleców i rąk, gorzej z kolanami i tyłkiem. Niestety znajdujące się na trasie błoto szybko znalazło się w moim napędzie skutecznie zaciągając łańcuch na średniej tarczy i zmuszając na jazdę z największej zębatki z przodu. Podczas zwykłego maratonu nie sprawiałoby to problemu, jednak po 20 godzinach jazdy i "męczeniu" każdego podjazdu na stojąco kolana swoje przeszły. Na szczęście ból nie był bardzo uciążliwy w porównaniu do części ciała, która stanowi o wytrzymałości rowerzysty, tzn. tyłka. Siodło Selle Italia SLR robi wrażenie nie tylko wagą (135 gram), ale przede wszystkim brakiem wyrozumiałości względem czterech liter. O ile przejechanie zwykłego maratonu nie robi na mnie już wrażenia, to 24 godziny na siodełku (w tym kilka godzin w mokrych spodenkach) skutecznie wyciskały łzy z moich oczu przy każdej próbie ponownego kontaktu SLR’a z wkładką spodenek. Twarde zawieszenie też swoje zrobiło, gdy każdy korzeń czy minimalny wybój skutkował kolejnym otarciem. Co jak co, ale dla mnie to był najgorszy aspekt tej całej jazdy.
Na 4 godziny do końca znajomi wracają rowerami na trasę pomagając w rozprowadzaniu mnie na szybkich fragmentach. Oprócz wymiernego zysku w lepszych międzyczasach pomaga mi to zapomnieć o pozostałym czasie i tylko jechać swoje. Kolejne okrążenia pokonuję z coraz bardziej zaciśniętymi zębami z bólu, na dwie godziny do końca z oczu prawie ciekną łzy. Widać, że duch w narodzie nie ginie, bo tylko na wieść, że gonią mnie Litwini, dużo osób pomagało mi na trasie, za co bardzo serdecznie dziękuję! Z wielu wyliczeń wynikało, że już nic nie powstrzyma mnie przed wygraniem. Mogłem nawet odpuścić sobie ostatnie okrążenie, ale jak już wygrywać to z przewagą. Ostatnią honorową rundę pokonałem wycieczkowym tempem i zameldowałem się na mecie z 47-oma okrążeniami po 12,3 km (578,1 km, czas spędzony na trasie 22:35:27, średnia prędkość jazdy 25,6 km/h).
Po przekroczeniu mety nie miałem dużo czasu na reakcję, bo od razu dostałem po oczach szampanem, zaczęli mnie podrzucać, a spiker tylko powtarzał moje nazwisko. Mój wymęczony organizm nie do końca ogarniał co się działo. Cezary Zamana od razu zrobił sobie ze mną zdjęcie i przywołał do mikrofonu. Szybki wywiad, słowa uznania, zaproszenie na przyszły rok. Obrona tytułu? Wątpię, ale nie wykluczam… Nie za bardzo pamiętam co mówiłem, nie docierało do mnie jeszcze to, co się dzieje. Moje zaplecze pakuje wszystkie moje rzeczy, myje rower i składa namiot. Mi pozostaje najtrudniejsze zadanie - prysznic. Adrenalina puściła, emocje zeszły, rozpoczął się festiwal cierpienia. Gdzie bym się nie dotknął tam odczuwałem ból. Schylenie do umycia nóg pod prysznicem jeszcze nigdy nie sprawiło mi takiego problemu. Po ogarnięciu siebie i rzeczy czas na dekorację. Jakoś wdrapuję się na najwyższy stopień podium, odbieram nagrodę. Zamana wręczający rolkę Elite'a: "Wytrzymałość masz, teraz tylko szybkość wytrenuj". Pff, to on mnie chyba nie widział podczas sprintów na Infrasettimanale Classico. ;)
Chyba pierwszy raz nie potrafiłem zejść z podium sam z nagrodami, musiałem prosić znajomych o pomoc. Ledwo się do samochodu zmieściliśmy... Powrót po części przespany, ból nóg, pleców i tyłka nie odpuszcza. Przerwa w fast foodzie i dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo jestem wykończony. Cenę dwóch kanapek i napoju liczę chyba 5 minut, ale dalej nie jestem pewien czy dobrze. W końcu daję banknot i ze zdziwieniem odbieram resztę...
Dzisiaj jest drugi dzień od powrotu z Wieliszewa i już praktycznie nie odczuwam śladów zmęczenia. Czysto teoretycznie mógłbym już usiąść na rower, gdyby nie miejsce kontaktu z siodełkiem. Wygrałem! To się liczy! Nie wiem czy jakiś inny wyścig dałby mi tyle samo satysfakcji. Jestem szczęśliwy, bo pokonałem nie tylko wszystkich startujących, ale przede wszystkim swoje własne słabości. I tego nikt mi nie odbierze!
Czasy poszczególnych okrążeń:
00:24:44
00:25:10
00:26:08
00:24:49
00:26:30
00:26:06
00:26:10
00:25:17
00:28:42
00:26:58
00:28:15
00:28:35
00:27:42
00:28:59
00:29:19
00:27:32
00:28:57
00:29:39
00:28:11
00:28:17
00:28:15
00:27:25
00:28:14
00:29:51
00:30:23
00:30:09
00:29:30
00:28:15
00:31:12
00:31:41
00:31:26
00:29:46
00:30:33
00:29:48
00:30:12
00:30:06
00:30:39
00:28:01
00:29:24
00:28:45
00:28:10
00:30:04
00:30:29
00:31:26
00:27:59
00:30:39
00:37:05
Mazovia 24h Marathon© ficus
Mazovia 24h Marathon© ficus
Kategoria XXL (over 200 km), Zawody
Komentarze
inferek | 12:03 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Czego bym Ci tu nie napisał to i tak słowa te nie wyrażą czego dokonałeś :P
Ja się męczę i pocę na dystansach mini, a czym to jest w porówaniu do 23h w siodle.
Śmiech na sali.
Słowa uznania i wielkiego szacunku :)
PS.
Chyba pora wziąć od Ciebie autograf póki jeszcze czas, bo później moge sie już nie dopchać :)
Ja się męczę i pocę na dystansach mini, a czym to jest w porówaniu do 23h w siodle.
Śmiech na sali.
Słowa uznania i wielkiego szacunku :)
PS.
Chyba pora wziąć od Ciebie autograf póki jeszcze czas, bo później moge sie już nie dopchać :)
KermitOZ | 15:27 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj
Gratulacje i ogromny szacunek. Nieraz brałem udział w maratonie 24h, ale nigdy w terenie. Naprawdę ciężko mi wyobrazić sobie taki dystans nawet w mazoviowym terenie :) Czytając Twoją relację i to jak zajmowałeś sobie czas podczas jazdy, przenosiłem się od razu na trasę i przypominałem sobie jak to jest podczas 24h w siodle. Piękna rzecz! Jeszcze raz gratuluję i chylę czoła :)
gilanel | 08:54 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj
!!!!! 22,5 godziny w siodle....... 25,6 średnia!!!!! ........ Gratulacje... nie wiem co pisać... dla mnie to kosmos
Izona | 05:52 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj
Jestem w szoku!!!
Po krzakach tyle godzin z taką prędkością?!
Mistrzu!;)
Po krzakach tyle godzin z taką prędkością?!
Mistrzu!;)
GonZoo | 05:45 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj
SUPER, TAK TRZYMAĆ, pamiętam jak w zeszłym roku jeździliście w "czwórkach" no a teraz, samotnie i dystans prawie 580 km, pełen szacun. Świetna robota. Pozdrawiam i życzę więcej takich wyników
emonika | 20:44 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Serdeczne gratulacje :)
Wiem jak to jet jeździć w nocy po lesie - śmigałam - w 2010 roku w Sopocie na nocnym wyścigu Kwiatu Paproci RedBull''a - start o zachodzie słońca - meta wraz ze wschodem słońca o 4:14 - żyć nie umierać !
Jeszcze raz gratuluję :)
Wiem jak to jet jeździć w nocy po lesie - śmigałam - w 2010 roku w Sopocie na nocnym wyścigu Kwiatu Paproci RedBull''a - start o zachodzie słońca - meta wraz ze wschodem słońca o 4:14 - żyć nie umierać !
Jeszcze raz gratuluję :)
michuss | 20:10 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Niesamowite! Gratuluję!
A jazda nocą i nad ranem faktycznie nie może się z niczym innym równać:)
A jazda nocą i nad ranem faktycznie nie może się z niczym innym równać:)
maratonka | 20:01 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
"Jestem szczęśliwy, bo pokonałem nie tylko wszystkich startujących, ale przede wszystkim swoje własne słabości. I tego nikt mi nie odbierze!"
To zdanie, które mi się najbardziej podoba i utożsamiam się z nim.
Będę nudna- gratulacje :)
To zdanie, które mi się najbardziej podoba i utożsamiam się z nim.
Będę nudna- gratulacje :)
blase | 19:45 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Gratki! Fajnie się czytało.
Nie za bardzo rozumiem co to znaczy 578km i to w 24h, ale i tak szacun :)
Nie za bardzo rozumiem co to znaczy 578km i to w 24h, ale i tak szacun :)
lszym | 18:03 czwartek, 19 lipca 2012 | linkuj
http://lszym.bikestats.pl/763842,Mazovia-24h-Marathon-w-Wieliszewie.html
sprawdź to Michale:)
sprawdź to Michale:)
lszym | 09:59 czwartek, 19 lipca 2012 | linkuj
Michał wielkie gratulacje!!! Zrobiłeś wynik z kosmosu, napisałeś kapitalną relację (ja na swoją nie znalazłem jeszcze czasu choć to było tylko quadro:), tak trzymać! Miałem ogromną przyjemność holować Cię na kole przez pętlę ok. godz. 21. Wyskoczyłem tylko na jedno kółko przed zmrokiem i gniotłem naprawdę mocno, a Ty odpuściłeś dopiero na kostce przed metą. Zapytałem w trakcie ile masz kółek, bo czułem, że jadę z jakimś gigantem, ale nie potrafiłeś odpowiedzieć. Sprawdziłem potem w wynikach, wszystko zrozumiałem i kibicowałem Ci do końca:) Dla takich ludzi jak TY warto brać udział w takich imprezach, warto robić coś co jest nieosiągalne dla 99 proc. naszego leniwego społeczeństwa. Jeszcze raz ogromne graty!!!
Z Twoim pomagierem sporo się nagadałem w miasteczku, podjarany był na maksa:)
Z Twoim pomagierem sporo się nagadałem w miasteczku, podjarany był na maksa:)
Saulius | 07:00 czwartek, 19 lipca 2012 | linkuj
Congratulations from Lithuanians, Michal, good ride! Good review too.
We had not enough speed for better results, in the end we were fighting for positions in M3 category with Marek and Walerian.
I did my whole race without wheel in front, and empty tube near end of lap 2 didn''''t helped either. 561km @ 23:29 ride time
Number ''''60''''
We had not enough speed for better results, in the end we were fighting for positions in M3 category with Marek and Walerian.
I did my whole race without wheel in front, and empty tube near end of lap 2 didn''''t helped either. 561km @ 23:29 ride time
Number ''''60''''
RAFIK | 06:17 czwartek, 19 lipca 2012 | linkuj
Gratulacje, niestety mój tyłek nie wytrzymał po 20 godzinach, więc szacun kolego, pozdr.
maratonka | 21:37 środa, 18 lipca 2012 | linkuj
Ja miałam okazję w piątek jechać rowerem gdy zaczynało świtać i wschodzić słońce. Bardzo przyjemne uczucie, aż się człowiek budzi wraz ze świergolącymi ptakami :)
Gratuluję wyczynu!
Gratuluję wyczynu!
Misiacz | 12:48 środa, 18 lipca 2012 | linkuj
Świetnie to napisałeś, a przecież wydawałoby się, że przy jeździe w kółko nie ma o czym pisać, a jak widać można i to ciekawie. Jestem pod wrażeniem wyniku!
Co do pytania:
"Kto z Was miał okazję jechać na rowerze w godzinach 3-5 rano? Nie wiecie, co tracicie (no dobra, też wolałbym się wyspać, ale chciałem chociaż trochę zaciekawić ;) )."
Tak, parę razy, kiedy biłem swoje rekordy (oczywiście są one śmieszne przy Twoich osiągach) :).
Pozdrawiam.
Co do pytania:
"Kto z Was miał okazję jechać na rowerze w godzinach 3-5 rano? Nie wiecie, co tracicie (no dobra, też wolałbym się wyspać, ale chciałem chociaż trochę zaciekawić ;) )."
Tak, parę razy, kiedy biłem swoje rekordy (oczywiście są one śmieszne przy Twoich osiągach) :).
Pozdrawiam.
mycha89 | 10:18 środa, 18 lipca 2012 | linkuj
GRATULUJĘ !!! Wynik świetny :) Dlatego oby takich więcej! :)
prinx | 22:49 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
I ja się dołączę do gratulacji. Szybkości regeneracji to można tylko pozazdrościć.
p.s. Całkiem niezła relacja.
p.s. Całkiem niezła relacja.
ramboniebieski | 21:59 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Serdeczne gratulacje, podziw, szacunek dla wytrwałości, postawy sportowej. Jechałem sobie rekreacyjnie po tej trasie myśląc również o Tobie, kontemplując sportową walkę. Ta Mazovia dała mi wiele. Oprócz własnej satysfakcji, uznanie i podziw dla Mistrza. Gratuluję jeszcze raz z dumą, że mogłem jechać w tym Maratonie w Twoim Cieniu. Ściskam Cię serdecznie i życzę dalszych sukcesów. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz spotkamy się na mistrzostwach MTB. Pozdro.
sufa | 21:43 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Ejno, tylko 578km? No liczyłem na więcej, oszczędzałeś się cycós? Na maksa było jechać. Za rok siedem stówek, jeśli poprawisz prędkość, jak rzekł sympatyczny Pan Czarek :)
dater | 18:44 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Łoooo ja pierdziu. Wielkie gratulacje! Jechałem coś podobnego na podlaskim Zażynku dwa lata temu, ale to było tylko 300 km. A tu tyle kilosów. Szacun.
I relacja świetna :)
I relacja świetna :)
DARIUSZ79 | 16:57 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
No jedno powiem jesteś Wielki :):) Podziw i zachwyt pełny Szacun :):) Pozdr
madu | 10:41 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Pisałem eska do Raptora, ale nie wiem czy przekazał więc napiszę i tutaj, ogromne gratulacje dla Ciebie. Siedziałem i bacznie obserwowałem wyniki online. Liczyłem na podium, ale pierwsze miejsce to jest coś. Oby tak dalej.
daniel3ttt | 10:24 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Wielkie gratulacje. Jeździłem już o każdej porze dnia i nocy, także 24 h i wiem co to za wysiłek. Jestem pod wrażeniem że w takim stylu na trasie gdzie tyle poza asfaltem i na rundach.
arroyo | 10:09 wtorek, 17 lipca 2012 | linkuj
Rzadko coś skomentuję ale tutaj to zdecydowanie zasługujesz na wyrazy szacunku, szczerze gratuluję wytrzymałości psychofizycznej!
Komentuj