Info
Ten blog rowerowy prowadził ficusz miasta Mysłowice.
Od maja 2009 do końca 2014 roku przejechałem 66821.76 kilometrów ze średnią prędkością 28.78 km/h.
Więcej o mnie.
Rok 2014:
Rok 2013:
Rok 2012:
Rok 2011:
Rok 2010:
Rok 2009:
Galeria zdjęć
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Grudzień12 - 2
- 2014, Listopad13 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień24 - 0
- 2014, Sierpień25 - 0
- 2014, Lipiec20 - 0
- 2014, Czerwiec23 - 0
- 2014, Maj21 - 0
- 2014, Kwiecień21 - 1
- 2014, Marzec20 - 0
- 2014, Luty22 - 0
- 2014, Styczeń10 - 0
- 2013, Grudzień16 - 2
- 2013, Listopad8 - 0
- 2013, Październik20 - 0
- 2013, Wrzesień20 - 0
- 2013, Sierpień25 - 3
- 2013, Lipiec23 - 0
- 2013, Czerwiec23 - 5
- 2013, Maj20 - 7
- 2013, Kwiecień21 - 0
- 2013, Marzec20 - 1
- 2013, Luty13 - 0
- 2013, Styczeń4 - 0
- 2012, Grudzień5 - 0
- 2012, Listopad8 - 9
- 2012, Październik12 - 0
- 2012, Wrzesień20 - 16
- 2012, Sierpień21 - 14
- 2012, Lipiec20 - 44
- 2012, Czerwiec21 - 5
- 2012, Maj21 - 10
- 2012, Kwiecień23 - 14
- 2012, Marzec19 - 11
- 2012, Luty5 - 3
- 2012, Styczeń2 - 1
- 2011, Listopad5 - 4
- 2011, Październik11 - 6
- 2011, Wrzesień20 - 11
- 2011, Sierpień21 - 15
- 2011, Lipiec16 - 16
- 2011, Czerwiec19 - 19
- 2011, Maj17 - 18
- 2011, Kwiecień19 - 13
- 2011, Marzec11 - 2
- 2011, Luty1 - 2
- 2010, Październik12 - 13
- 2010, Wrzesień9 - 19
- 2010, Sierpień9 - 17
- 2010, Lipiec20 - 23
- 2010, Czerwiec14 - 8
- 2010, Maj4 - 7
- 2010, Kwiecień8 - 8
- 2010, Marzec4 - 0
- 2009, Listopad1 - 2
- 2009, Październik2 - 3
- 2009, Wrzesień14 - 2
- 2009, Sierpień22 - 8
- 2009, Lipiec16 - 1
- 2009, Czerwiec4 - 0
- 2009, Maj4 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Zawody
Dystans całkowity: | 8974.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 378:32 |
Średnia prędkość: | 23.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 79.34 km/h |
Liczba aktywności: | 131 |
Średnio na aktywność: | 68.50 km i 2h 53m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
47.16 km
01:44 h
Pr. średnia: 27.21 km/h
Pr. maks.: 48.90 km/h
Temperatura: 26.0
Rower: 29er
II Bieruń Bike Maraton
Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 25.08.2012 | Komentarze 2
W zeszłym roku maraton w Bieruniu był jedyną imprezą, której nie udało mi się ukończyć ze względu na pogubienie trasy. Dzisiaj nastąpił rewanż i bez większych problemów i pomimo zmęczenia wykręciłem najlepszy czas ze wszystkich zawodników i zwyciężyłem open. Puchar i nagroda rewelacyjne, czego chcieć więcej!Statystyki:
- dystans: 23.6 km
- czas: 00:46:37.86
- miejsce OPEN: 1/68
- miejsce M2: 1/22
Kategoria S (0-50 km), Zawody
Dane wyjazdu:
27.60 km
01:10 h
Pr. średnia: 23.66 km/h
Pr. maks.: 46.30 km/h
Temperatura: 31.0
Rower: 29er
MTB Plener Festival Cup
Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 2
Po wczorajszym maratonie dzisiaj przyszedł czas na pierwszy wyścig XC na nowym sprzęcie. Przedłużające się oczekiwanie w upale na start skutecznie odbierało chęć do jazdy. Po ruszeniu na trasę od razu czekał potrójny bardzo stromy i trudny technicznie podjazd, którego najbardziej się obawiałem. Reszta w miarę łatwa z kilkoma technicznymi i szybkimi fragmentami. Po starcie trzymałem się w okolicach piątego miejsca, jednak gdy tylko udało się znaleźć odpowiednie miejsce doskoczyłem do pierwszej dwójki z Dobrych Sklepów Rowerowych. Kosztowało mnie to trochę siły, jednak przewaga nad kolejnymi zawodnikami na końcówce pierwszej rundy wynagrodziła trudy pościgu. Niestety na fragmencie z przeskakiwaniem powalonych drzew traciłem najwięcej i trzymałem z uciekającą dwójką już tylko kontakt wzrokowy. Kończąc trzecią rundę postanowiłem "w locie" zmienić kategorię z amatorów na zawodowców i ruszyć na kolejne kółko. Do mety dotarłem samotnie z niewielką stratą nad dwoma pierwszymi wycinakami. Rower spisał się rewelacyjnie zarówno na maratonie, jak i wyścigu XC, czego chcieć więcej!Statystyki:
- dystans: 27.6 km
- miejsce OPEN (kategoria RACE): 3/7
Kategoria S (0-50 km), Zawody
Dane wyjazdu:
63.00 km
03:54 h
Pr. średnia: 16.15 km/h
Pr. maks.: 51.90 km/h
Temperatura: 21.0
Rower: 29er
MTB Marathon Korbielów 2012
Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 2
Sporo mówi się o tym, że rower sam nie jedzie. Potrzebna jest przede wszystkim osoba, która tym rower będzie wstanie dobrze pojechać. Pierwszy wyścig na nowym rowerze to wielka niewiadoma, tym bardziej na bardzo trudnej technicznie trasie MTB Marathonu w Korbielowie. Czy opłacało się złożyć rower w cenie samochodu? Czy lepszy sprzęt przyczyni się do lepszego rezultatu na mecie? Pojechałem...Pierwszy podjazd i już czuję, że wszystko to zaczyna wyglądać zupełnie inaczej niż zawsze. Duże koła z łatwością wdrapują się na kolejne ścianki, z biegiem czasu przede mną zostaje tylko dwóch zawodników i grzecznie jadę za nimi. W końcu decyduję się wyjść na zmianę i bez większego wysiłku uzyskuję niemałą przewagę nad osobą, która w tym roku już kilka razy na tym dystansie wygrała... A ja dalej jakoś specjalnie się nie zaginam... Na szczycie pierwszego morderczego podjazdu niestety dziewczyny z bufetu nie potrafią wskazać mi drogi i całą wypracowaną przewagę tracę wracając na trasę w krzakach po pas. Przez połowę pierwszego zjazdu jadę cały czas drugi, po pewnym czasie jednak dochodzi mnie mój rywal z kategorii M2 (również wielokrotny zwycięzca) i razem pokonujemy dość długi fragment trasy. Dla mnie to zupełnie nowa sytuacja. Dotychczas podziwiałem jazdę tych panów tylko do pierwszego wjazdu w teren, teraz zupełnie nieskrępowanie jadę z nimi podobnym tempem. Do połowy trasy cały czas trzymam z nimi kontakt wzrokowy, z tyłu pusto. Niestety w międzyczasie odezwały się głód (niezjedzony makaron został w samochodzie...), pragnienie (tylko dwa bufety...), twarde przełożenie (28 zębów na mniejszej tarczy z przodu to zdecydowanie za mało jak na maratony) i fantazja na zjazdach (duże koła niosą rewelacyjnie...). Zaliczyłem także dość banalny i groźnie wyglądający upadek na prostym fragmencie trasy, jednak nie odczułem jego konsekwencji, przynajmniej nie w czasie jazdy. Długą samotną jazdę przerwał na 500 metrów przed metą zawodnik z mojej kategorii wiekowej, który popisał się niezłym sprintem i odebrał mi pudło open. Mimo wszystko jestem strasznie zadowolony z nowego sprzętu. Wreszcie czuję, że nic mnie nie ogranicza i mogę jeździć na miarę swoich możliwości.
Statystyki:
- dystans: GIGA - 63 km
- czas: 03:53:51.4
- średnia prędkość: ok. 16 km/h
- miejsce OPEN: 4/124
- miejsce M2: 3/43
MTB Marathon Korbielów© ficus
Kategoria M (50-75 km), Zawody
Dane wyjazdu:
53.00 km
02:18 h
Pr. średnia: 23.04 km/h
Pr. maks.: 43.80 km/h
Temperatura: 20.0
Rower: Scott Scale 35
MTB Cross Maraton Suchedniów 2012
Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 12.08.2012 | Komentarze 2
W piątek wieczorem zdaję sobie sprawę, że kurier z moimi oponami do nowego roweru chyba gdzieś zabłądził i w niedzielę będę zmuszony wystartować jeszcze raz na starym rowerze. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...Temperatura optymalna, na niebie czarne chmury na przemian ze słońcem. Po starcie spokojnie kontroluję sytuację z drugiej linii. Mimo porządnego prysznica z rozbryzgujących kałuż, nie odczuwam zimna, które doskwierało mi przed wejściem do sektora. Po kilku kilometrach jazdy w grupie wreszcie doczekałem się pierwszego "wąskiego gardła", czyli miejsca, w którym trzeba mocniej nadepnąć na pedały, aby rozerwać grupę. Na trasie w Suchedniowie było wiele błotnistych momentów pozwalających na atak. Po kilku mocniejszych "zaciągnięciach" w pierwszej grupie zostało około ósemki zawodników. Mocno się dzisiaj czułem, dlatego na jednym z podjazdów postanowiłem zaatakować i momentalnie uzyskałem kilkadziesiąt metrów przewagi. Widząc to jeszcze bardziej zmobilizowałem się do ucieczki, mimo, iż był to dopiero półmetek. Kolejne kilometry upływały pod znakiem ciągłego oglądania się za siebie i jak najmocniejszej jazdy tuż za pilotem na motocyklu. Im bliżej mety, tym bardziej pewny byłem zwycięstwa. Udało się! Przewaga nad drugim na mecie zawodnikiem to prawie 4 minuty... Spełniłem swój kolejny cel, jakim było zwycięstwo OPEN na dystansie FAN ŚLR! Do tego zaliczyłem ostatni występ do klasyfikacji generalnej i zagwarantowałem sobie pierwsze miejsce w kategorii M1! Żyć nie umierać!
Statystyki:
- dystans: FAN - 53 km
- czas: 02:18:16
- średnia prędkość: ok. 23 km/h
- miejsce OPEN: 1/226
- miejsce M1: 1/14
Kategoria M (50-75 km), Zawody
Dane wyjazdu:
544.69 km
16:07 h
Pr. średnia: 33.80 km/h
Pr. maks.: 58.90 km/h
Temperatura: 25.0
Rower: Duell Passion
Drużynowa jazda na czas 550km/24h Gliwice
Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 06.08.2012 | Komentarze 2
Już od pewnego czasu planowałem wystartować w jakimś szosowym wyścigu całodobowym. Do startu w Gliwicach nie trzeba było mnie długo namawiać i już kilka miesięcy temu skład drużynowej jazdy na czas na dystansie 550 km był gotowy: Jarosław Kędziorek, Piotr Wojciechowski i ja. Co tu dużo mówić, plan był jeden: wygrać.W sobotę rano przy pięknej pogodzie stawiam się na Placu Krakowskim w Gliwicach. Po załatwieniu formalności punktualnie o 12:15 ruszamy na trasę. Oczywiście licznik zostawiłem w torbie, która została przetransportowana na bazę, przez co po dojeździe do pętli w Pyskowicach musiałem zrobić przymusową przerwę.
Maraton odbywał się na rundzie o długości 68 kilometrów prowadzącej przez Pyskowice - Ujazd - Strzelce Opolskie - Toszek - Pyskowice. Do pokonania było 8 okrążeń plus dojazd, plan zakładał zakończenie jazdy po 18 godzinach. Przez pierwsze dwa okrążenia utrzymywaliśmy średnią 37 km/h co nawet na mnie zrobiło spore wrażenie... Kolejne rundy przebiegały coraz wolniej, jednak nadal nie zwalnialiśmy jakoś specjalnie. Pogoda dopisywała i do zmroku było bardzo ciepło i słonecznie z krótką przerwą na większe zachmurzenie i kilka kropel z nieba. Po czterech okrążeniach ubraliśmy się cieplej i już po ciemku ruszyliśmy dalej. W nocy zimno zaczęło dawać o sobie znać, ale jakoś specjalnie nie utrudniało jazdy. Ostatnią, ósmą rundę, rozpoczynamy przed wschodem słońca, a na mecie meldujemy się dokładnie o 6:10 w niedzielę z czasem łącznym 17h 55min i bezpieczną przewagą nad drugą drużyną.
Jeśli chodzi o organizację to oprócz incydentu z niedoinformowaną obsługą na pierwszym postoju w bazie to nie mam się do czego przyczepić. Jedzenie, napoje, oznaczenie trasy, pomiar czasu, obsługa - wszystko na znakomicie wysokim poziomie. Zróżnicowane jedzenie i picie w takim wyścigu jest bardzo ważne, o ile nie najważniejsze. Za to ogromny plus dla organizatorów!
Wygraliśmy! Jako drużyna byliśmy nie do pokonania. Wielkie podziękowania dla moich współtowarzyszy, czyli Kuriera i Raptora. Bez Was na pewno by się to nie udało. Każdy miewa kryzysy, czasem większe, czasem mniejsze, ale byliśmy drużyną i uzupełnialiśmy się nawzajem.
Jeśli o mnie chodzi to po Mazovii 24h ciężko mnie zmęczyć... Jedynymi problemami były pobolewające kolana, (standardowo) tyłek oraz niezidentyfikowane odgłosy z prawej części korby. Oczywiście zmęczenie dawało o sobie znać, jednak częste zmiany pozwalały odpocząć i zebrać siły. Następny cel w sezonie 2012 wykonany. Kolejnych startów w podobnych imprezach na dzień dzisiejszy nie planuję, jednak ze względu na nagrody nie wykluczam.
Na bloga wprowadziłem dane z licznika, w rzeczywistości z dojazdami wyszło ok. 586 km.
Kategoria XXL (over 200 km), Zawody
Dane wyjazdu:
52.00 km
01:52 h
Pr. średnia: 27.86 km/h
Pr. maks.: 57.20 km/h
Temperatura: 20.0
Rower: Scott Scale 35
MTB Cross Maraton Zagnańsk 2012
Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 2
Był to najprawdopodobniej ostatni start na tym rowerze, ponieważ na złożenie czeka już mój twentyniner. Od początku jechało mi się bardzo dobrze, jednak martwiło mnie to, że pierwsza grupa przez wiele kilometrów była zdecydowanie za duża. Po wjeździe w trudniejszy teren udało się skutecznie urwać z koła większość zawodników i resztę trasy kontynuowałem w czteroosobowej grupce. Po kolejnych technicznych leśnych fragmentach wyszedłem na prowadzenie i podyktowałem mocne tempo przez większość pozostałej trasy. Na metę po finiszu wjechałem drugi ze stratą niecałej sekundy. Bardzo cieszy mnie ten wynik, ponieważ myślałem, że dłużej będę odczuwał skutki Mazovii 24h sprzed tygodnia.Statystyki:
- dystans: FAN - 52 km
- czas: 01:52:08
- średnia prędkość: ok. 27.8 km/h
- miejsce OPEN: 2/212
- miejsce M1: 1/17
Kategoria M (50-75 km), Zawody
Dane wyjazdu:
11.00 km
00:28 h
Pr. średnia: 23.57 km/h
Pr. maks.: 46.80 km/h
Temperatura: 18.0
Rower: Scott Scale 35
Leśny Puchar MTB Tychy
Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 1
Trasa ciekawa i urozmaicona, natomiast sama organizacja bardzo kiepska. Oznaczenie trasy pozostawiające wiele do życzenia i wyniki z kosmosu to niestety słabe strony.Statystyki:
- dystans: 11 km
- miejsce elita: 5/18
Kategoria S (0-50 km), Zawody
Dane wyjazdu:
578.10 km
22:35 h
Pr. średnia: 25.60 km/h
Pr. maks.: 47.20 km/h
Temperatura: 18.0
Rower: Scott Scale 35
Unior Mazovia 24h Marathon Wieliszew 2012
Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 17.07.2012 | Komentarze 38
Ta sama relacja bardziej dopieszczona i z większą ilością zdjęć na portalu Lovebikes.pl. Zapraszam!Swoją relację z Unior Mazovia 24h Marathon zacznę nietypowo, bo od podziękowań. W tym roku zdecydowałem się na start w kategorii solistów. W ciągu 24 godzin jedna osoba musi pokonać na rowerze MTB jak najwięcej okrążeń po wytyczonej trasie. Nazwa "Solo" nie jest do końca sprawiedliwa. Osobą, której zawdzięczam swój wynik jest Paweł Wojciechowski. Bez wątpienia to on w dużej mierze przyczynił się do mojego sukcesu, za co na wstępie chciałem mu serdecznie podziękować. Pomoc Pawła polegała na dwudziestoczterogodzinnej służbie w roli mojego dietetyka, mechanika i kierowcy. To w głównej mierze on odpowiedzialny był za podawanie bidonów, jedzenia i ubrań podczas jazdy, a także czyszczenie i smarowanie ubłoconego łańcucha. Za to wszystko serdeczne dzięki!
Wróćmy na początek. Dlaczego akurat Mazovia 24h? W zeszłym roku zostałem namówiony do wzięcia udziału w tej imprezie w czteroosobowej drużynie (kategoria Quatro). Najszybsze okrążenie oraz trzecie miejsce nie zaspokoiły moich ambicji. Do dwóch dni przed imprezą tak na prawdę nie miałem pewności czy wystartuję z powodu zamieszania z transportem. Dodatkowo swój start uwarunkowywałem od prognoz pogody, które na szczęście były dość łaskawe (w zeszłym roku przez 24 godziny padał deszcz, trasa składała się z samych błotnych kąpieli, a opowieści mechanika o moim zarżniętym rowerze krążą do dziś...). W końcu jednak wszystko udało się dopiąć i zapadła decyzja o starcie.
W piątek zaraz po przejeździe peletonu Tour de Pologne w Siemianowicach Śląskich wsiadam w samochód ze znajomymi i jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem docieram do Wieliszewa, w którym jutro punktualnie w południe nastąpi długo oczekiwany start. Niestety nawet wchłonięcie środków usypiających w postaci złocistego trunku nie ułatwia zaśnięcia na twardym parkiecie sali gimnastycznej, rano nie jestem specjalnie wyspany i wypoczęty. Start podobnie jak w latach ubiegłych rozgrywany jest w stylu Le Mans (zawodnicy biegną do swoich rowerów). Przebiegnięcie nawet kilkuset metrów w butach SPD przyjemnością nie jest, na szczęście szybko docieram do swoich dwóch kółek i zaczyna się...
Zawsze miałem problem z pisanie relacji ze zwykłego maratonu, co dopiero z takiego trwającego 24 godziny. Trasa jednej pętli w Wieliszewie liczyła 12,3 km (organizator podawał 14 km). Na oko asfaltem prowadziło około 2 kilometry, reszta to leśny dukty, piaszczyste drogi oraz wał wzdłuż rzeki Narew. Trudności technicznych brak. Od początku starałem się jechać na kole zawodnikom z drużyn czteroosobowych oszczędzając energię i utrzymując wysokie tempo. Przez pierwsze sześć godzin nie wypiąłem się nawet z pedałów korzystając tylko ze złapanych w pędzie bidonów i przekąsek. Pierwszy szybki postój na makaron i już czuję presję lidera, słyszę tylko krzyki do krótkofalówek: "Dawaj, dawaj! Zatrzymał się, żeby zjeść makaron! Dojdziesz go!". Nagle zamiast samego imienia i nazwiska widniejącego na tablicy wyników stałem się kimś obecnym, ważnym. Nie było już komentarzy w stylu "A kto to do cholery jest ten pierwszy?".
Niestety wraz z biegiem czasu przyszedł także pierwszy kryzys. Na samą myśl o tym, że w ciągu tylu godzin wypracowałem tylko 3 minuty przewagi nad drugim w klasyfikacji zawodnikiem trochę mnie zdemotywowało. To w końcu dopiero początek, rozgrzewka. Około godziny 19 nad trasą zaczęły zbierać się czarne chmury. Miałem tylko nadzieję, że prognozy się sprawdzą i rzeczywiście opady nie będą gwałtowne i długotrwałe. Jeżeli chodzi o czas trwania to na szczęście padało tylko dwie godziny, natomiast intensywność w pewnym momencie nie nastrajała optymizmem. Silny wiatr i ściana deszczu skutecznie spłukała ze mnie nabywaną przez kilka godzin warstwę kurzu oraz przypomniała ubiegłoroczne zarzynanie roweru w błocie... Na szczęście tuż przed zapadnięciem zmroku opady ustały i już po kilku rundach mogłem przygotować się na nocną jazdę ubierając suche ubrania i wyposażając się w oświetlenie.
Nie często człowiek ma okazję jeździć rowerem po zmroku, a już na pewno nie w środku lasu. Nie wiem, co się ze mną stało, ale w nocy jechało mi się rewelacyjnie. Pożyczona od Jacka Sufina czołówka doskonale oświetlała drogę, dzięki czemu bez przeszkód pokonywałem kolejne okrążenia z poczuciem powiększania przewagi. Nie do opisania uczucie przechodzenia ciarek po plecach widząc odbijające się gdzieś w środku lasu oczy jakiegoś leśnego zwierza czy kota siedzącego przy drodze. Mimo doskonałego samopoczucia czekałem z utęsknieniem na wschód słońca. Trasa maratonu przebiegała również obok domków wczasowych czy zwykłych posesji. Kusiło, żeby rzucić to wszystko i wprosić się na grilla czy imprezę, ale nie po to jechałem tyle czasu... No właśnie, czas! Dwanaście godzin minęło nawet nie wiem kiedy, dopiero po wschodzie słońca zacząłem częściej zerkać na zegarek. Kto z Was miał okazję jechać na rowerze w godzinach 3-5 rano? Nie wiecie, co tracicie (no dobra, też wolałbym się wyspać, ale chciałem chociaż trochę zaciekawić ;) ). Jadąc wałem wzdłuż rzeki słońce co okrążenie mocniej oświetla trasę, w lesie coraz głośniej słychać ptaki, a podchmielona młodzież wychodzi z lokali na trasę "kibicować" zawodnikom. Rewelka!
Chciałbym zwrócić uwagę na bardzo ważną kwestię w takim wyścigu, jaką jest psychika. Niestety "głową" traciłem dużo na etapówce MTB Trophy, tutaj ciężko stwierdzić. Wiem tylko, że tyle myśli ile przewinęło się przez moją głowę w trakcie całej jazdy w żadnej innej sytuacji nie da się odtworzyć. Kiedyś z kimś rozmawiałem o takich sytuacjach, kiedy podczas wyścigu bezwiednie nuci się kolędy czy liczy obroty korby, a co dopiero podczas maratonu 24h... Mój odtwarzacz cały czas był w gotowości, sam nie wiem dlaczego z niego nie skorzystałem. Może dzięki temu miałem okazję przemyśleć losy mojej rodziny kilka pokoleń wstecz, wybrać części do nowego roweru czy dokładnie rozmyślić nad sensem życia. Pokonując n-ty raz tą samą trasę człowiek nie zastanawia się nad wyborem najkorzystniejszej ścieżki jazdy, wszystkie czynności wykonuje automatycznie, pozostaje tylko poradzić sobie z czasami bardzo dziwnymi i nietypowymi myślami.
Wracając na trasę... Od kilku godzin odliczam tylko czas pozostały do końca. Moje zaplecze techniczne od szóstej godziny jazdy nie podaje mi wyników. Może to dobrze, chociaż w głowie roi się od milionów scenariuszy. Strach się bać co będzie, jeśli 19-letni gnojek objedzie wszystkich starych wyjadaczy maratonów 24h. Coraz częściej pojawiają się myśli o zwycięstwie, a do mety przeszło 5 godzin. Zjeżdżam na makaron. Znajomi wreszcie zdradzają sytuację na trasie i "sprzedają" zwycięską taktykę. Wygrywam OPEN, mam jedno okrążenie i pięć minut przewagi nad dwoma Litwinami jadącymi za mną. Taktyka ma być taka, że ja na nich czekam i łapię się na koło. Na szczęście mam na tyle doświadczenia i rozumu, że nie korzystam z dobrej rady tylko szybko połykam makaron i wracam na trasę. Znając życie Litwini "poczuliby krew", zerwaliby mnie z koła i nadrobili to okrążenie.
Z fizycznego punktu widzenia nie jest źle. Przyzwyczaiłem się już do bólu pleców i rąk, gorzej z kolanami i tyłkiem. Niestety znajdujące się na trasie błoto szybko znalazło się w moim napędzie skutecznie zaciągając łańcuch na średniej tarczy i zmuszając na jazdę z największej zębatki z przodu. Podczas zwykłego maratonu nie sprawiałoby to problemu, jednak po 20 godzinach jazdy i "męczeniu" każdego podjazdu na stojąco kolana swoje przeszły. Na szczęście ból nie był bardzo uciążliwy w porównaniu do części ciała, która stanowi o wytrzymałości rowerzysty, tzn. tyłka. Siodło Selle Italia SLR robi wrażenie nie tylko wagą (135 gram), ale przede wszystkim brakiem wyrozumiałości względem czterech liter. O ile przejechanie zwykłego maratonu nie robi na mnie już wrażenia, to 24 godziny na siodełku (w tym kilka godzin w mokrych spodenkach) skutecznie wyciskały łzy z moich oczu przy każdej próbie ponownego kontaktu SLR’a z wkładką spodenek. Twarde zawieszenie też swoje zrobiło, gdy każdy korzeń czy minimalny wybój skutkował kolejnym otarciem. Co jak co, ale dla mnie to był najgorszy aspekt tej całej jazdy.
Na 4 godziny do końca znajomi wracają rowerami na trasę pomagając w rozprowadzaniu mnie na szybkich fragmentach. Oprócz wymiernego zysku w lepszych międzyczasach pomaga mi to zapomnieć o pozostałym czasie i tylko jechać swoje. Kolejne okrążenia pokonuję z coraz bardziej zaciśniętymi zębami z bólu, na dwie godziny do końca z oczu prawie ciekną łzy. Widać, że duch w narodzie nie ginie, bo tylko na wieść, że gonią mnie Litwini, dużo osób pomagało mi na trasie, za co bardzo serdecznie dziękuję! Z wielu wyliczeń wynikało, że już nic nie powstrzyma mnie przed wygraniem. Mogłem nawet odpuścić sobie ostatnie okrążenie, ale jak już wygrywać to z przewagą. Ostatnią honorową rundę pokonałem wycieczkowym tempem i zameldowałem się na mecie z 47-oma okrążeniami po 12,3 km (578,1 km, czas spędzony na trasie 22:35:27, średnia prędkość jazdy 25,6 km/h).
Po przekroczeniu mety nie miałem dużo czasu na reakcję, bo od razu dostałem po oczach szampanem, zaczęli mnie podrzucać, a spiker tylko powtarzał moje nazwisko. Mój wymęczony organizm nie do końca ogarniał co się działo. Cezary Zamana od razu zrobił sobie ze mną zdjęcie i przywołał do mikrofonu. Szybki wywiad, słowa uznania, zaproszenie na przyszły rok. Obrona tytułu? Wątpię, ale nie wykluczam… Nie za bardzo pamiętam co mówiłem, nie docierało do mnie jeszcze to, co się dzieje. Moje zaplecze pakuje wszystkie moje rzeczy, myje rower i składa namiot. Mi pozostaje najtrudniejsze zadanie - prysznic. Adrenalina puściła, emocje zeszły, rozpoczął się festiwal cierpienia. Gdzie bym się nie dotknął tam odczuwałem ból. Schylenie do umycia nóg pod prysznicem jeszcze nigdy nie sprawiło mi takiego problemu. Po ogarnięciu siebie i rzeczy czas na dekorację. Jakoś wdrapuję się na najwyższy stopień podium, odbieram nagrodę. Zamana wręczający rolkę Elite'a: "Wytrzymałość masz, teraz tylko szybkość wytrenuj". Pff, to on mnie chyba nie widział podczas sprintów na Infrasettimanale Classico. ;)
Chyba pierwszy raz nie potrafiłem zejść z podium sam z nagrodami, musiałem prosić znajomych o pomoc. Ledwo się do samochodu zmieściliśmy... Powrót po części przespany, ból nóg, pleców i tyłka nie odpuszcza. Przerwa w fast foodzie i dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo jestem wykończony. Cenę dwóch kanapek i napoju liczę chyba 5 minut, ale dalej nie jestem pewien czy dobrze. W końcu daję banknot i ze zdziwieniem odbieram resztę...
Dzisiaj jest drugi dzień od powrotu z Wieliszewa i już praktycznie nie odczuwam śladów zmęczenia. Czysto teoretycznie mógłbym już usiąść na rower, gdyby nie miejsce kontaktu z siodełkiem. Wygrałem! To się liczy! Nie wiem czy jakiś inny wyścig dałby mi tyle samo satysfakcji. Jestem szczęśliwy, bo pokonałem nie tylko wszystkich startujących, ale przede wszystkim swoje własne słabości. I tego nikt mi nie odbierze!
Czasy poszczególnych okrążeń:
00:24:44
00:25:10
00:26:08
00:24:49
00:26:30
00:26:06
00:26:10
00:25:17
00:28:42
00:26:58
00:28:15
00:28:35
00:27:42
00:28:59
00:29:19
00:27:32
00:28:57
00:29:39
00:28:11
00:28:17
00:28:15
00:27:25
00:28:14
00:29:51
00:30:23
00:30:09
00:29:30
00:28:15
00:31:12
00:31:41
00:31:26
00:29:46
00:30:33
00:29:48
00:30:12
00:30:06
00:30:39
00:28:01
00:29:24
00:28:45
00:28:10
00:30:04
00:30:29
00:31:26
00:27:59
00:30:39
00:37:05
Mazovia 24h Marathon© ficus
Mazovia 24h Marathon© ficus
Kategoria XXL (over 200 km), Zawody
Dane wyjazdu:
82.10 km
04:49 h
Pr. średnia: 17.04 km/h
Pr. maks.: 61.00 km/h
Temperatura: 33.0
Rower: Scott Scale 35
MTB Marathon Stronie Śląskie 2012
Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 08.07.2012 | Komentarze 1
Trasa w Stroniu Śląskim miała być łatwa technicznie, pełna szerokich szutrów i leśnych duktów. Jeśli o mnie chodzi to zdecydowanie łatwo nie było. Z całego wyścigu na pewno w pamięci zapadnie mi długi single track wzdłuż polsko-czeskiej granicy. Prawie 5 godzin walki z upałem i zmęczeniem tylko potęgują radość na mecie. Tym bardziej, jeśli okazuje się, że zajmuję w swojej kategorii drugie miejsce! Muszę przyznać, że w życiu nie spodziewałem się tak dobrego rezultatu na królewskim dystansie Golonki. Pozostaje tylko pojechać równie dobrze brakujące do klasyfikacji generalnej trzy starty...Statystyki:
- dystans: GIGA - 82.1 km
- czas: 04:49:14.6
- średnia prędkość: ok. 17 km/h
- miejsce OPEN: 7/121
- miejsce M2: 2/31
MTB Marathon Stronie Śląskie© ficus
Kategoria L (75-100 km), Zawody
Dane wyjazdu:
88.03 km
02:48 h
Pr. średnia: 31.44 km/h
Pr. maks.: 54.80 km/h
Temperatura: 32.0
Rower: Duell Passion
Wisła - Mysłowice, Otwarte Grand Prix Sosnowca w Kolarstwie Górskim
Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 01.07.2012 | Komentarze 0
Po powrocie szosą do domu pakuję MTB do samochodu i jadę do Sosnowca na Otwarte Grand Prix Amatorów w Kolarstwie Górskim. Na szczęście konkurencja nie dopisała i pomimo zmęczenia wygrywam w kategorii elita.Statystyki:
- dystans: 10 x 0,6 km
- miejsce elita: 1/3
Kategoria L (75-100 km), Zawody